Czy Morgan Freeman znalazł Boga?

Ostatnio dużą popularnością cieszy się seria dokumentów opowiadająca o ewolucji religii i religijności człowieka prowadzona przez znanego wszystkim Morgana Freemana. Całość przypomina relację doświadczonego staruszka, który próbuje opowiedzieć wnukom ciekawą historię. Serdecznie polecam wszystkim obejrzenie tej serii, bo ma ona w sobie coś niezwykłego. Nie zawsze przedstawia katolickie spojrzenie na sprawy wiary, duchowości i Boga, ale pozwala na skonfrontowanie się z religijnością człowieka.

Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie podał w wątpliwość pewnego założenia, które pojawia się już w pierwszym odcinku serii. Pada tam pytanie o to, czy nauka potwierdza istnienie duszy. Pytanie jak najbardziej zasadne i interesujące zarazem. Jednak żeby na nie odpowiedzieć, wyjaśnić należy pojęcia, jakie się w nim pojawiają.

W potocznym rozumieniu słowo „nauka” odnosi się w zasadzie wyłącznie do nauk przyrodniczych (fizyki, biologii, chemii). Dusza natomiast jest pojęciem dość rozmytym w powszechnym rozumieniu. Właściwie nie znam człowieka, który odpowiedziałby na pytanie o duszę bez wahania w głosie. Dlaczego tak się dzieje? Otóż pytanie o duszę stanowi tak naprawdę przedmiot badań nauk nieprzyrodniczych, a te dla współczesnego człowieka często wydają się nienaukowe. Wiem, że zapewne wielu w tym momencie się zawiodło. Nie jest to jednak żadna nowość. Spróbuję to wyjaśnić na pewnym przykładzie.

Wszyscy żyjemy w przekonaniu, że świat materialny zbudowany jest z atomów. Nikt ich nie widział, nikt nie złapał za elektron, a jednak ze świecą szukać trzeba dzisiaj człowieka, który nie uznawałby ich istnienia. Naukowcy, posługując się fizyką i osiągnięciami techniki, są w stanie udowodnić, że atomy rzeczywiście istnieją. Jest to możliwe, bo w swoich założeniach nauki przyrodnicze zajmują się badaniem świata materii i wychodzi im to naprawdę dobrze. Odwróćmy jednak kota ogonem i prowokacyjnie zapytajmy, czy chociażby psychologia potwierdza istnienie atomów? Dziwne. Nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na tak postawione pytanie, bo przedmiotem psychologii nie jest świat fizyczny, mimo iż dotyka on ludzi, którzy są jego częścią. Tu docieramy do istoty sprawy. Każda nauka bada swój przedmiot i posługuje się odpowiednimi metodami. Wychodzenie poza granice przedmiotu i metody jest błędem metodologicznym, czy się to komuś podoba czy nie. Drodzy fizycy, chemicy i matematycy, nie macie niestety odpowiednich metod, by odpowiedzieć na pytanie o istnienie ludzkiej duszy. Tak jak nie macie odpowiedzi na pytanie, czy poezja Edgara A. Poe jest porażająco dobra lub czy stygmaty św. Franciszka rzeczywiście pochodziły od Boga. Drodzy teolodzy i psychologowie, wy także nie macie odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie zajmujecie się przecież pytaniami o to, czy teoria strun jest poprawna lub na czym polega „przekleństwo” liczb pierwszych w hipotezie Riemanna.  

Wróćmy jednak do naszego pytania o duszę. Czy rzeczywiście nauka potwierdza istnienie duszy? I tak i nie. Nauka jaką jest fizyka nie potwierdza i nigdy nie potwierdzi istnienia duszy (mimo badania słynnych 21 gramów), bo dusza nie należy do świata materialnego, ale duchowego, a tym fizyka się nie zajmuje. Są jednak nauki, które potwierdzają istnienie duszy i dają dowody na jej istnienie. Naukami tymi są psychologia, teologia i filozofia. Oczywiście nie każda psychologia i nie każda filozofia odpowiada twierdząco na to pytanie, ale stanowi to raczej margines. Przecież też nie każdy fizyk uznaje teorię wielkiego wybuchu czy wieloświatów. Wszystko zależy od podejścia. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeżeli ktoś uprze się przy swoich założeniach i będzie chciał wykraczać poza przedmiot badań wybranej nauki, to szybko się zawiedzie. Błędne założenia nie prowadzą bowiem nigdy do poprawnych wniosków. Z pustego i Salomon nie naleje.

Na koniec zachęcam jeszcze raz do zapoznania się z opowieścią Morgana Freemana, aby z wiarą (i rozumem!) spojrzeć na religię i świat duchowy człowieka.

Inne artykuły autora

O wymiarach ludzkiej cierpliwości

Odkryj wartość kierownictwa duchowego

Kręte drogi niewiary